Feeds:
Wpisy
Komentarze

Archive for Styczeń 2008

Fudżara

1] Fujara (czechoslovakian sheperd’s flute)*

2] Michael Jackson’s heart beat recording by Dr. Eric Chevlen digitally processed in the Synclavier Holophonisc TM by Hugo Zuccarelli.**

Uwielbiam lekturę okładek płyt i towarzyszących im książeczek. Choćby dla chwil rozkoszy, które towarzyszą czytaniu takich fragmentów, jak powyższe. Precyzyjna definicja fujary z cytatu nr 1 zawsze może się przydać. A kto wie, czy cytat nr 2 (z opisu utworu „Smooth Criminal”) nie jest z dzisiejszej perspektywy najciekawszym (i proroczym?) momentem płyty „Bad” (znanego niegdyś piosenkarza, Michaela Jacksona – że przypomnę na wszelki wypadek) ?


*Andreas Vollenweider: Book of Roses. – Sony Music ; Columbia, 1991

** Michael Jackson: Bad. – Epic, 1987

Read Full Post »

Świat był smutny od wtorku. […] Światło w południe było tak skąpe, że gdy Pelagiusz, wyrzuciwszy krab, wracał do domu, musiał zadać sobie sporu trudu, by dostrzec, co to takiego ruszało się i jęczało w głębi podwórza. Musiał się sporo przybliżyć, aby odkryć, że to nikt inny jak tylko leżący twarzą w błocie stary pan, który mimo ogromnych wysiłków nie mógł się podnieść, albowiem przeszkadzały mu w tym olbrzymie skrzydła. […]
Na wszelki jednak wypadek przywołali na oględziny sąsiadkę,która wiedziała wszystko o sprawach życia i śmierci, a jej starczyło okiem ledwie rzucić, by wyprowadzić ich z błędu.
– To jest anioł – powiedziała – Na pewno przyszedł po dziecko, ale biedaczysko jest już tak stary, że deszcz go powalił.
Nazajutrz wszyscy wiedzieli, że w domu Pelagiusza schwytano anioła z krwi kości. Wbrew zdaniu uczonej sąsiadki, dla której współczesne anioły były niegodnymi miana aniołów zbiegami pozostałymi przy życiu, niecnymi uczestnikami jakiegoś niebiańskiego spisku, nie mieli serca zatłuc go ot tak, po prostu kijami. […]
Anioł był jedyną istotą, która nie uczestniczyła w wywołanych przez siebie wydarzeniach. Spędzał czas na wyszukiwaniu sobie wygodnego miejsca w tymczasowym gnieździe, oszołomiony piekielnym żarem bijącym od lamp naftowych i gromnic, które przysuwano jak najbliżej ogrodzenia. Z początku próbowano podawać mu kryształki kamfory, które zgodnie z wiedzą uczonej sąsiadki były specjałem nader przez aniołów ulubionym. Odrzucał jej jednak, tak jak odrzucił, nawet nie kosztując, śniadanka papieskie, które znosili mu pielgrzymi, i nigdy nie zdołano ostatecznie stwierdzić, czy to wskutek jego anielstwa, czy z powodu starości jadał wyłącznie papkę z bakłażanów. Jego jedyną nadprzyrodzoną cnotą zdawała się cierpliwość. Zwłaszcza w pierwszych dniach, kiedy kury obdziobywały go w poszukiwaniu gwiezdnych  pasożytów rozmnażających się w jego skrzydłach, a ułomni obskubywali go z piór,by dotykać nimi kalekich miejsc, nawet najpobożniejsi ciskali w niego kamieniami, chcąc zmusić go do powstania, by ujrzeć anioła w całej okazałości. *
 

Lekarz, który badał anioła, gdy ten zapadł na wietrzną ospę,nie mógł nadziwić się przemyślności skrzydeł. I temu, że były tak naturalne w tym całkowicie ludzkim ciele, że w głowie nie mogło się pomieścić, dlaczego inni ludzie ich nie posiadają.
To trochę tak jak z cierpliwością, choć nie do końca: niby cnota to nadprzyrodzona, jednak niektórzy ją mają.
 

*Gabriela García Márquez: Bardzo stary pan z olbrzymimi skrzydłami i inne opowiadania. [il. Carme Solé Vendrell. Przeł. Zofia Chądzyńska, Carlos Marrodán Casas.Warszawa 2001, s. 5-31

Kwestie angelologiczne roztrząsałem już w blotce Ten niewidzialny, pierzasty tłum >>>>

Read Full Post »

 Stojąc w kolejce do kasy, dowiedziałem się, że:
faktwobronie
Kto obroni inteligencję przed „Faktem”?

Dopisek 20 stycznia 2007 r. godz. 11.40
Właśnie w radiu usłyszałem, jak radosny głos informuje, iż mamy „super ceny na modele kija z roku 2007”. Ponieważ nie mam zamiaru kupować nowego kija, nie robię z tego nowego tematu, tylko dopisuję tutaj. Może ktoś kija nie ma i skorzysta z oferty.

 
 

Read Full Post »

W domowej kuchence mikrofalowej mam guzik z napisem Chaos defrost (dosłownie: rozmrażanie chaosu) […] Nie mam pojęcia, do czego służy, a ponieważ napis brzmi groźnie, więc go nie dotykam.*

Tak powiedział Simon Silvester, współautor raportu o radzeniu sobie konsumentów z nowoczesnymi technologiami. Faktem jest, że od kiedy pojawił się w moim domu magnetowid, ilość przycisków, na których musiałbym się znać, wzrosła niepomiernie. Pobieżne obliczenia wskazują, że jest ich już chyba ponad 200. Powinienem się jakoś dowiedzieć, do czego wszystkie one służą, ale po co, skoro większości i tak nie używam? Wielce prawdopodobne jest, że po lekturze opasłych instrukcji nadal nic nie będę wiedział. Producent mojej nokii uznał,  że zmiany zwykłych liter na wersaliki nauczyli mnie w przedszkolu, bo informacji o tym w instrukcji nie zamieścił.

Gorzej, że zupełnie nie mam pojęcia, gdzie się znajduje przycisk aktywujący funkcję Chaos defrost w moim życiu i kto go czasem włącza.

*Adam Grzeszak: Technoterror czyli straszne skutki posiadania telewizora. Polityka nr 3/2008 s. 43

23 stycznia 2008 – Octavian (ukłony)  uzupełnia temat:

Od kiedy udało mi się zagubić instrukcję obsługi kuchenki mikrofalowej, a następnie zmienić język wyświetlacza na węgierski – moje życie stało się znacznie prostsze. Nie rozumiem nic, ustawiam jednym pokrętłem moc (tam są zwyczajne napisy – 250W, 400W itd.), drugim – czas (też wyświetlają się minuty i sekundy, a nie programy i podprogramy). I działa. Czasem zamiast normalnego dania mam uogólnione sushi, ale przecież lis zjada kurę na surowo i żyje. A w instrukcji i tak było napisane tylko jak długo należy piec „kielczaka śródziemnomorskiego” – informacja najzupełniej zbędna, nie kupiłbym stworzenia o takiej nazwie bez względu na to, czy jest głowonogiem, rybą, skorupiakiem czy ptakiem, to brzmi jak prowokacja.


Read Full Post »

WUJ Ciociu, ciocia da sobie opowiedzieć…
BABKA O czym?
WUJ O tym, jak…
BABKA (przerywa mu) Nie. To już znam.
[…]
WUJ Bazyli dałby sobie opowiedzieć…
BAZYLI Co, co na ten przykład?
WUJ A o tym, jak…
BAZYLI To już znam…*

Ten cytat jest mi potrzebny tylko po to, żeby po raz kolejny przywołać publicznie jedną z moich ulubionych anegdot. Wiem, że powtarzałem ją nieskończoną ilość razy, ale…. Więc co? Dacie sobie opowiedzieć?

Pewnego razu, gdy po obiedzie u Rossiniego towarzystwo usiadło na tarasie przy kieliszkach dobrego wina, ze stołowego pokoju dobiegł nieprawdopodobny hałas. Słychać było brzęk, łoskot, dudnienie – wreszcie jęki i zgrzyty. Goście zamarli w przerażeniu. Rossini pobiegł do jadalni. Po chwili wrócił z uśmiechem:
– Dzięki Bogu – to tylko służąca zaczepiła o obrus i zrzuciła całą zastawę – a ja myślałem, że ktoś ośmielił się w moim domu zagrać uwerturę z „Tannhausera”.


*Jeremi Przybora: Divertimento. Warszawa 1976, s. 57, 62

Read Full Post »

zaraza

Po polsku „Miłość w czasach zarazy”* brzmi chyba jakoś dostojniej…?

*Książka Gabriela Garcii Márqueza to w oryginale „El amor en los tiempos del cólera”

Read Full Post »

Kisiel owocowy
Przyrządza się zasadniczo tak jak kisielek czekoladowy*, z tą jednak różnicą, że zamiast mleka bierzemy 1/2 szklanki dowolnego soku owocowego i 1/2 szklanki wody. Można też wziąć pół na pół soku i mleka.
Do gotującego się płynu wlewamy rozpuszczoną w 2 łyżkach wody łyżeczkę mąki kartoflanej.
Najlepszy jest kisielek z soku (syropu) malinowego i wiśniowego. Wskazany dodatek: 2 herbatniki „Petit beurre” lub 2 biszkopty.**

Pamiętam swoje niegdysiejsze, małoletnie zdziwienie, kiedy dowiedziałem się, że w przyrodzie kisiel nieugotowany istnieje nie tylko w postaci proszku kisielowego w torebkach, które kupuje się w sklepach. A może dzisiaj już tylko tak? Nie słyszałem, żeby ktoś przygotowywał kisiel metodą tradycyjną; kisiel tradycyjny (typu hand made) wyginął jak dinozaury. Może i szkoda. Następny w kolejce do wyginięcia jest kisiel, który trzeba wsypać do gotującej się wody, wyparty przez rozmaite gorące kubki.

* na małym ogniu, ciągle mieszając – zagotowujemy.Zdejmujemy z ognia, dodajemy łyżeczkę cukru waniliowego i starannie mieszamy. Kisielem napełniamy filiżankę.

**Maria Lemnis, Henryk Vitry: Książka kucharska dla samotnych i zakochanych. Wyd. 3 popr. i uzup. Warszawa 1966, s. 136


Read Full Post »

.merlin

Z listy bestsellerów książkowych Merlina** wynika, że część kupujących nie chce znać zakończenia „Wojny i pokoju” i kupuje tylko dwa pierwsze tomy. Może to wpływ Jana Tomkowskiego, który w swojej „Literaturze powszechnej” pisze:
Mój egzemplarz Wojny i pokoju liczy 1917 stron. Druga część epilogu gdzieś się zapodziała, ale wcale tego nie żałuję.*
Wracając zaś do bestsellerów Merlina: wygląda na to, że ci, którzy „Wojnę…” przeczytali do końca, oceniają ją wyżej, niż ci, którzy poprzestali na pierwszych 2 tomach.

*Jan Tomkowski: Literatura powszechna według Jana Tomkowskiego. Warszawa 1995, s. 193.
** Z dnia 12 I 08, za 14 ostatnich dni.

Read Full Post »

Początkowo […] Stiepan Trofimowicz wciąż jeszcze łudził się, że napisze jakieś wiekopomne dzieło, co dzień więc z największa powagą i zacięciem zasiadał za biurkiem. Później […]  wszelki zapał szybko mu przeszedł, gdyż wywietrzało mu z głowy już samo ujęcie tematu i to, co zamierzał powiedzieć, a komunałów nie miał zamiaru powtarzać. Coraz częściej mawiał więc do nas: „Wydawać by się mogło, że jestem wystarczająco dobrze przygotowany, wiadomości mam wiele, materiału zebrałem również niemało, ale napisać niczego nie potrafię! Nic mi w życiu nie wychodzi tak, jakbym tego chciał!” – I przygnębiony smętnie zwieszał głowę.
Nie musiałem ostatnio poddawać się analizie uczynków własnych, bo zrobił to za mnie sam Fiodor Dostojewski. Ten cytat wygrzebałem już dawno, ale na usprawiedliwienie tego recyklingu mam to, że nie każdy może znaleźć swój portret w „Biesach”.

11 I wieczorem: Suplement Walpurga do tematu „Biesów” jako takich w postaci linku do strony spektaklu Teatru STU >>>>>  (warto posłuchać, co tam gra w tle)

Read Full Post »

Na murze wokół mnie stała cała wieża, musiał mieć grubości ładne parę metrów. Wykonany był z płasko ułożonych kamieni, spojonych zaprawą wapienną. Nie takie mury więźniowie przekuwali, posługując się cynową łyżką, glinianą skorupą, czy zgoła pazurami. Ja miałam szydełko. Wprawdzie plastykowe,ale bardzo porządne, grube, sztywne i, jak się okazało, twardsze niż wapień.[…]

Szydełko wchodziło w spoinę jak w masło. Rychło okazało się narzędziem najzupełniej stosownym, godnym polecenia wszystkim więzniom, miało bowiem główkę, która niejako automatycznie wydłubywała nasiąkniętą wodą zaprawę. Gwoździem byłoby trudniej, szydełkiem szło znakomicie.*

Jak wydostać się z kamiennego lochu przy pomocy szydełka? Przepis na to znają czytelnicy Joanny Chmielewskiej. Znajduje się on w najlepszej powieści tej autorki, „Całym zdaniu nieboszczyka”. Dlaczego najlepszej? Zapewne dlatego, że kipiącej pomysłami. Warto też zwrócić uwagę, jak autorka nieprawdopodobieństwo akcji równoważy realizmem szczegółów. Ot, chociażby kwestia szydełka. Absurdalny pomysł, by przy jego pomocy wydostać się z lochu, ma zaskakująco mocną podstawę teoretyczną. Każdy architekt to potwierdzi.

W późniejszych powieściach autorka skupiła się na meandrach, czy może raczej pajęczynie, konwersacji, która to pajęczyna skutecznie oplata bohaterów, nie pozwalając im rozwikłać zagadki. W „Wszystko czerwone” dało to efekt wspaniały, później – już niekoniecznie.

Moimi ulubionym pomysłem Chmielewskiej pozostaje wspomniany wyżej patent z szydełkiem. I wyliczanie w wannach zużycia paliwa przez łódź.

*Joanna Chmielewska: Całe zdanie nieboszczyka. Wyd. 2.Warszawa 1988, s. 193-194.

                                                                                                                                      

Kiedy blog nudzi czytających, jest to zjawisko normalne. Co najmniej połowa blogów jest nudna, ale czytający mogą sobie znaleźć blog stosunkowo najmniej nudny. Autor blogu nie ma takiego wyboru, bowiem ma tylko jeden blog. Dlatego też, jeśli pisany blog nudzi nie tylko czytających, ale i autora, autor powinien przestać znęcać się na bliźnimi i sobą i blog zakończyć.

Co niniejszym czynię, a powyższy wpis jest wpisem ostatnim

Dopisek 11 I godz. 9.45: Jeśli powiem, że powyższe oświadczenie wywołało komentarze prasowe i zasypała mnie lawina e-maili, to minę się nieco z prawdą. Niemniej w jednym z e-maili znalazła się taka sentencja: lepiej nudzić sie, obcując z materią szlachetną, niż nudzić się, nie robiąc nic. Przyznając rację, unieważniam powyższe oświadczenie. Inne osoby sięnudzićchcące  proszę o tłumne zgłaszanie się pod adresem czartogromski.blog.onet.pl

Read Full Post »

Older Posts »