Feeds:
Wpisy
Komentarze

Archive for Luty 2009

[…] Począwszy od VIII czy IX wieku zmienił się radykalnie charakter małżeństwa na Zachodzie. Oznaką tego, co działo się z instytucją małżeństwa, są zmiany w ceremonii weselnej. Do IX wieku większość ślubów odbywała się w ogóle bez udziału Kościoła. W połowie XIII wieku księża udzielali ślubów, ale na ogół poza budynkiem kościoła. Potem ceremonia przeniosła się do jego wnętrza. Małżeństwo wymieniane jest wprawdzie jako sakrament przez IV sobór laterański [1215 r.], ale u katolików w dopiero w latach sześćdziesiątych XVI wieku ślub musiał zostać pobłogosławiony przez księdza, aby został uznany przez Kościół.*

Przychodzi na seminarium student i oświadcza nam od progu:– Właśnie się zPACSowałem (je me suis pacsé). Zrywamy się z miejsc, gratulujemy.Zaproszeni zostajemy wszyscy na całonocną Pacsówkę, która odbędzie się w jednej z tanich, ale uroczych knajpek Dzielnicy Łacińskiej. Każdy będzie płacił za siebie, bo po prostu studenta nie stać, a zresztą pompatyczne imprezy „zastaw się, a postaw się” słusznie wychodzą z mody. W niczym to nie zmniejszy szaleństwa ani przeszkodzi tańcom w ciasnych przejściach między stolikami i przed barem.**

Lektura książki o polowaniach na czarownice* przynosi szereg innych ciekawych wątków. Ten fragment akurat zbiegł się u mnie z lekturą felietonu Ludwika Stommy o PACS, czyli takim francuskim ślubie baaardzo cywilnym. Jak widać, na dobrą sprawę, można by tradycję PACSu wywieść z prosto ze średniowiecznej Europy. Niby drobiazg i nic odkrywczego, ale dziwi za każdym razem, kiedy się na coś takiego trafia, bowiem wokół wielu kościelnych obyczajów, przykazów i nakazów wytworzono aurę rzeczy odwiecznych i niezmiennych, a tu masz: nawet święty sakrament małżeński okazuje się być wynalazkiem stosunkowo świeżej daty. Nawet w porównaniu z bezbożnym i heretyckim PACSem.

———–

*Robert Thurston: Polowania na czarownice : dzieje prześladowań czarownic w Europie i Ameryce Północnej / przeł. Jerzy Kierul. –Warszawa : PIW, 2008. – s. 59

** Ludwik Stomma: PACS. –  Polityka 2009 nr 9 s. 97

Read Full Post »

[1753 r.] W niedziele, w poniedziałek i czwartek żadna poczta nie przychodzi ani odchodzi. We wtorek i w piątek przed obiadem przychodzi Poczta Pruska z listami z Lipska, Magdeburku, Berlina, Szczecina, Lubeka, Hamburgu, także z Holandii, Francji, Anglii, Włochów. Odchodzi tego dnia po obiedzie do Królewca, z listami do Lwowa, Mitawy i Kurlandii, do Rygi, Narwy etc., do Moskwy, jako też Wilna w Litwie.
W śrzodę i sobotę przed południem Poczta Pruska z Królewca przychodzi i po 11 godz. znowu odchodzi z listami pomorskimi do Berlina, Szczecina, Roztoku i inszych krajów, na przykład Holandii, Anglii, Francji.
We wtorek i w piątek Poczta Warszawska i Toruńska przed obiadem przychodzi, która znowu w śrzodę i sobotę przed południem do Polski odchodzi.*

[1788 r.] Listy ordynaryjne zawsze w godzinę przed odchodząca pocztą, te zaś, które większej importancji są, jeszcze raniej dla tym lepszej rekomendacji muszą być oddawane, inaczej takowe listy przyjmują się, ale do przyszłej poczty zostają.**

[2009 r.] Nadrzędnym celem Poczty Polskiej jest osiągnięcie pełnej satysfakcji Klientów korzystających z usług pocztowych, poprzez stałe podnoszenie ich jakości. […]
W zależności od preferencji, każda przesyłka listowa tj.przesyłka listowa nierejestrowana (list zwykły, kartka pocztowa), przesyłka listowa rejestrowana (polecona, z zadeklarowaną wartością) może być nadana jako:
Przesyłka priorytetowa, czyli usługa realizowana najszybszą drogą, w celu doręczenia przesyłki:
     w następnym dniu roboczym po nadaniu na terenie Polski – jeśli zostanie nadana do godz.15.00.
     Przesyłki nadane jako priorytetowe po ww. godzinie traktowane są jako nadane w dniu następnym. […]
*** 

Jakkolwiek poczta nie ustaje (w osiąganiu pełnej satysfakcji Klientów), nie sposób nie zauważyć, że dzisiaj nie wiadomo, kiedy i o której poczta warszawska i toruńska nadejdzie. Zostawanie listów ordynaryjnych do przyszłej poczty pozostało bez zmian. Natomiast w rachubach czasu poczta nie uwzględnia już pory obiadowej; może niesłusznie?

———–

*Krótka wiadomość o poczcie, kiedy do Gdańska przychodzi i odchodzi. W: Cosmophili kalendarz. 1753 [r.] W.: Kalendarz półstuletni 1750-1800 / Wybór, wstęp i oprac. Bronisław Baczko i Henryk Hinz. – Warszawa : PIW, 1975. s. 317
**Przychodzące i odchodzące poczty w Warszawie. Kalendarz polityczny Groella. 1788 [r.] Tamże, s 332
***http://www.poczta-polska.pl/dc_list_pie.htm

Read Full Post »

Dzisiaj prasowy suplement do wspominanego tu czas jakiś temu wznowienia książki Juliana Tuwima „Pegaz dęba”:

Wydawca, który dopuścił się tego jakże nieoczekiwanego wznowienia, nie wiedział, że po wyjściu tej książki w 1950 roku poeta znalazł w niej równo tuzin literówek, po czym […] sporządził na maszynie erratę i rozesłał znajomym, anonsując, że „szczegółowy wykaz wszystkich błędów, byków pomyłek, przeoczeń autora itd. ukaże się wkrótce w osobnym tomie tegoż formatu i objętości”. […]

Niestety, to ledwie początek. Do przeoczeń Tuwima wznawiacze dodali własne wpadki […]. Słusznie Marcel Reich-Ranicki rzekł niedawno w wywiadzie, że my, Polacy, nie zasłużyliśmy na Tuwima. I tu się nasuwa refleksja. Dwadzieścia, jak nie czterdzieści polonistyk w naszym kraju wypuszcza rok w rok z pięciuset absolwentów. Czy naprawdę nie sposób znaleźć wśród nich kogoś, kto znałby podstawowe języki obce i parę alfabetów, nie śpi przy korekcie, a wreszcie – drobiazg! – rozumie, co czyta?. […]

Tę nieistniejącą osobę zastąpił wydawnictwu „Iskry”komputerowy program, którym sczytano tekst edycji Czytelnikowskiej. […]

W tym punkcie żona, grafik książkowy, mówi mi przez ramię,że skład komputerowy źle się filtruje, transkrybuje czy coś tam przy naświetlaniu klisz. To nie składać na komputerze!*

Cała druga część artykułu  Jana Gondowicza (strona formatu A4) jest poświęcona tylko wyliczeniu błędów w komputerowej edycji:

Jak załatwić starszego poetę? Tuwim, jako się rzekło, odchorował aż dwanaście błędów w pierwodruku. Mając to w pamięci, warto spojrzeć, gdzież to spadł z grzbietu skrzydlatego rumaka obecny wydawca tej książki. Który zresztą ma to w nosie.

Najprzód więc kultywować trzeba niedbalstwo. […] W limeryku Tuwima i Minkiewicza „Pewien w portowym barze mixer / Wymawiał stale >>x<< – >>r<< (26) brak słowa: wymawiał stale zamiast „x” – „r”. […]

Można też wzbogacać. Mickiewiczowskie „A wóz znajomy na przedzie” z Powrotu taty zmieni się ślicznie w A gdy wóz… itd.(148) W cytacie z Pana Tadeusza (162) głupie słowo proporszczyk [rosyjski „chorąży”] zastąpi jakieś lepsze, w granicach rozumu: „… Skruszy kość, już proporczyk szponton z rąk upuszcza”. Nie trafniej? Także tytuł komedii Fredry Cudzoziemczyzna (131) zabrzmi świeżo jako „Cudzoziemszczyzna”.*

I tak dalej, i tak dalej. Spieszę przy okazji donieść, że przecudną (i moją ulubioną) anegdotkę o kraju Hotentotów (s. 311) przedrukowałem [Z leksykalnego Brobdingnagu] ongiś dokładniej niż szacowne wydawnictwo, które z Hottentottenmutter, czyli matki Hotentotki,zrobiło Hottentoteenmutter; czyli chyba nastoletnią matkę Hotentotkę!?Natomiast kangurowi kazano wyskakiwać z klaki zamiast z klatki (klatka to była nie byle jaka, bo Beutelrattelattengitterkotter, jeśli jeszcze pamiętacie).

Księgowa instytucji, w której pracuję, przestała popełniać błędy w momencie skomputeryzowania jej stanowiska pracy. Teraz błędy robi za nią komputer. Chyba podobnie stało się w „Iskrach”.

———–

*Jan Gondowicz: Pegaz skubany. (1-2). – Nowe Książki 2009 nr 1 s. 79, nr 2 s.79


Read Full Post »

Klima wiele może, rząd polityczny więcej, religia z rządem złączona jeszcze więcej. Bywa to, że klima wiele czyni, lecz obyczaje, rząd i edukacja więcej włada. [..]

Polsko! Twoje klima od wieku za najszczęśliwsze bywało poczytane. Rządu teraźniejszego kształt nowy, gdy się wzmocni, wydoskonali i we wszystkich szczegółach do zamierzonego kresu dojdzie, podówczas najprawdziwszą wolność i pomyślne wieki dla obywatelów Korony Polskiej i W. Ks. Litewskiego ugruntuje.*

Od roku 1792 nieco zmieniło się przekonanie o tym, jak wiele może klimat (choć chętni, by religia złączona z rządem mogła więcej,nadal by się znaleźli). Natomiast to, że niezmiennie rządy teraźniejsze wydoskonalają i ugruntowują, nie ulega wątpliwości.

———–

*Przestroga o klimatach. Kalendarz gospodarski Zawadzkiego 1792. W.: Kalendarz półstuletni 1750-1800 / Wybór, wstęp i oprac. Bronisław Baczko i Henryk Hinz. – Warszawa : PIW, 1975. – s.229

Read Full Post »

Wielki Mróz, jak mówią nam historycy, był najsroższym, jaki kiedykolwiek nawiedził te wyspy. Ptaki zamarzały w locie i niczym kamienie spadały na ziemię. W Norwich młoda wieśniaczka tęgiego zdrowia zaczęła przechodzić przez drogę, aby na oczach gapiów obrócić się w proszek i rozwiać w chmurce pyłu nad dachami, gdy gruchnął w nią lodowaty podmuch. […] Nierzadki był widok całego stada świń zesztywniałych pośrodku drogi. Pola pełne były pasterzy, oraczy, zaprzęgów końskich i odpędzających ptaki chłopców. Zamarłych w ruchu, to z dłonią u nosa, to z butelką przy ustach, to z kamieniem uniesionym, by cisnąć nim w kruka, który siedział jak wypchany na żywopłocie o jard dalej. […]

Gdy jednak wieśniacy cierpieli skrajny niedostatek, a handel krajowy stanął w miejscu, Londyn wyprawił sobie huczny karnawał. Dwór przebywał w Greenwich, a nowy król skwapliwie skorzystał w okazji, jaką ofiarowała mu koronacja, żeby zaskarbić sobie przychylność poddanych. Zarządził, by rzekę, która zamarzła na głębokość dwudziestu i więcej stóp, sześć lub siedem mil każda stronę, zamieść, ustroić i wyporządzić jak ogród czy lunapark, na własny koszt postawiwszy altany, labirynty z żywopłotu, ławy kramarskie z napojami i tak dalej. [….]

Blisko London Bridge, gdzie rzeka zamarzła do głębokości przeszło dwudziestu sążni, widać było wrak statku przewozowego, zalegającego na dnie rzeki o zeszłej jesieni, napełniony jabłkami. Stara handlarka, która przyszła zabrać owoce na targ od strony Surey, jak miała zaraz obsłużyć klienta, choć pewna siność wokół ust pozwalała się domyślić prawdy. Widok ten szczególnie upodobał sobie król Jakub, który zabierał ze sobą świtę dworzan, by wraz z nim podziwiali tę scenę. jednym słowem, nic nie mogło dorównać rozgwarowi i radości tych miejsc za dnia. Wszak dopiero nocą karnawał osiągał wyżyny wesela. Bowiem mróz nie puszczał; noce były doskonale pogodne; księżyc i gwiazdy płonęły z krystalicznym zapamiętaniem diamentów, a dworzanie ruszali w tan do wtóru fletu i trąbki. *

 

Doniesienia z Wysp Brytyjskich (w supermarkecie Sainsbury na Crystal Palace z powodu braku dostaw pokazały się puste półki) zdają się wskazywać, że ta odrobina śniegu, która wczoraj pokryła Londyn i okolice, zdezorganizowała Zjednoczony Kingdom. Chyba faktycznie w epoce elżbietańskiej pierwszej, jak pisze Virginia Woolf, nie tylko odmienna od naszej była moralność, inni byli poeci, inny klimat; nawet warzywa nie były te same.Wszystko było inne. Pogoda i klimat, upał i mróz, lata i zimy.

Mam nadzieję, że nasi rodacy przebywający na wyspach, ulepią choć kilka bałwanków, żeby tak całkiem nie zmarnować tego pięknego śniegu; Anglikom pozostawmy ustawienie ław kramarskich z napojami.

———–

*Virginia Woolf: Orlando / tł. Tomasz Bieroń. – Poznań : Zysk i S-ka, 1994. – S. 21-23, 16
Foto: – Toby Melville Reuters/gazeta.pl

Read Full Post »