Feeds:
Wpisy
Komentarze

Archive for Lipiec 2010

    Pamiętam, nikogo nie ma w domu, jestem jedynakiem, na stole leży cukierek. Chodzę dookoła, oglądam, nawet biorę do ręki, ale nie wezmę, bo nie napisane, że dla mnie – trzeba czekać na specjalne zezwolenie.

    Potem, pamiętam, jestem dorosły, ale bez przesady – zbieramy się z kumplem stawiać siatki. Wpada zziajany Władek.

    – Postawcie, chłopaki, dziesięć moich – mówi – potrzebuję na gwałt skrzynkę flądry. Nie opłaca się jechać swoją łódką po takie głupstwo.

    – Co za to będzie, Władziu?

    – A co chcecie?

    – A tego dorsza, co w twoje wpadnie. Twoja flądra – nasz dorsz.

    – Nie ma sprawy.

    Jak nie, to nie – postawiliśmy. Na drugi dzień jedziemy zbierać. Tak wyszło, że najpierw żeśmy zbierali swoje. Dorsza – na lekarstwo, flądry – od metra, ale cholera na płask kosztuje grosze,a my jesteśmy potrzebujące, że choć się powieś. Dojeżdżamy do Władka siatek. Ażeby cię! Cud na jeziorze Galilejskim: dorsz na dorszu, ręki nie ma gdzie wsadzić przy wyciąganiu. Ciągamy, ciągamy, ale patrzymy, że nam miny rzedną. Nie wytrzymałem – wyraziłem głośno to, co myślałem po cichu:

    – Ty, a jak Władziu zobaczy, ile dowaliło tego dorsza i z wrażenia zapomni, jak żeśmy się umawiali?

    – Cały czas o tym myślę. Da z łaski po dwie sztuki i żegnaj, marynarzu.

    – To właśnie mnie niepokoi – mówię. – Człowiek bardzo zmienną istotą jest.

    – A jeszcze – Władziu.

    – No właśnie: Władziu.

    Ciągnie kumpel, nie prosi, żeby przypalić fajkę i wsadzić mu do gęby, czyli ma większy ciężar. Widać i po tym, że czoło niespotykanie pomarszczone.

    – Ty – mówi – nie wiem, czy się ze mną zgodzisz – ja bym na wszelki wypadek przerzucił trochę jego dorszy do naszych.

    – Co bym się miał nie zgodzić – też o tym myślę.

    Fala na morzu była martwa, niekoniecznie musiało się stać przy sterze. Zacząłem kraść dorsze z Władkowych siatek – w końcu nie mają napisane na czole skąd pochodzą. Co ukradnę – coraz bardziej się wściekam, że Władziu może się okazać taka świnia. A kumpel jeszcze sobie przypomniał, że kiedyś się pobił, znaczy – Władek, z własnym bratem o jednego gównianego łososia. Po takim czymś byłem już całkiem pewny, że Władek jest świnia – kradłem jak w transie.

    Z Władka siatek wyszła skrzynka flądry i trzy – dorsza. Z tym że jedna od razu była przeze mnie zarekwirowana, a w dalszym ciągu byliśmy zainteresowani co się stanie z resztą.

    Zjeżdżamy na przystań. Jesteśmy przed dalbą – Władziu już wrzeszczy:

    – Jak tam flądra?

    Nie odwrzaskujemy, bo po co przekrzykiwać silnik, dojedziemy – sam zobaczysz, oszuście. Wyciągamy się na brzeg. Jeszcze jesteśmy trochę w wodzie – Władziu już wtyka nosa.

    – Tak tam flądra – mówimy – że jakbyś zgadł: jest skrzynka. Ale dorsza też masz niewąsko – ze sto kilo.

    Władziu zbladł.

    – To mnie nie interesuje – mówi twardo – dorsz jest wasz.

    Charakter – co tu gadać.

    – Tak? 

    Udajemy, że się dziwimy, ale faktycznie się dziwimy.

    – No a jak? Chyba była umowa.

    – Władziu, chcesz, to weź od nas jeszcze skrzynkę flądry.

    – Na kiego grzyba mi wasza skrzynka, potrzebuję tylko jedną.

    – To bierz, już masz powyciągane.

    – Złote chłopaki – jakbyście wiedzieli, że się spieszę. Schowajcie moje siatki do siebie, jutro postawię piwo.

    Wrzucił skrzynkę do skarpety, zatrąbił na pożegnanie, pojechał.

    A my z kumplem do dziś nie bardzo możemy na siebie patrzeć. Znaczy, on – na mnie, ja – na niego.*

 

Nie da się ukryć: miałem wrzucić na blog jednego dorszyka, skończyło się na tym, że ląduje tu cała skrzynka. Co wybiorę jakiś cytat, co przytnę, co wytnę, to coś nie tak, i ochoczo rozpocząwszy cytowanie, wracam do punktu wyjścia, czyli całości. Ostatecznie powściągnąłem się też z komentowaniem tekstu, uprzednio odrzuciwszy sobie kilka komentarzy, które zbyt flądrę przypominały.

Pocieszam się, że powyższa lektura – fragmentu, który jednocześnie całością jest – powinna sprawić przyjemność czytaczom, a to przecież się liczy. Zwłaszcza że tego typu okazje nie trafiają się często. I tu pora wspomnieć o autorze powyższego. Jerzy Pieczul, bo o niego chodzi, stwierdza: „piszę z prędkością jednostronicowego tekstu na 300 roboczogodzin, ale się po latach trochę uzbierało. Jak Bozia kaszubska pozwoli żyć do, dajmy na to, stu czterdziestu, może zdążę napisać coś trzeciego”.

I co, udajemy, że się dziwimy, ale faktycznie się dziwimy?

———–

*Jerzy Pieczul: Jaką istotą człowiek jest. – Rozdział 66. w nie publikowanym zbiorze próz. Z komputeropisu Autora.

Poprzednia czytanka związana z tym autorem jest tutaj >>>>

Read Full Post »

Choć Malta jest jedynym krajem Unii Europejskiej niedopuszczającym rozwodów, to poseł rządzącej Partii Narodowej Jeffrey Pullicino Orlando, który zgłosił przed kilkoma dniami projekt ich legalizacji, zyskał już wśród swych politycznych kolegów opinię nieodpowiedzialnego awanturnika. Zarzucają mu, że uderzył w „historyczny kompromis” z lat 70., kiedy maltańskie urzędy zaczęły uznawać kosztowne rozwody Maltańczyków przeprowadzane zagranicą. – Po co wzniecać niepotrzebne awantury? Kto chce, niech rozwodzi się na Cyprze lub we Włoszech – słyszy Pullicino Orlando. […]
Na temat potrzeby legalnych rozwodów na Malcie nie przeprowadza się już od dawna sondaży, a centrolewica, która przebąkuje o nich podczas kampanii wyborczych, szybko o tym zapomina z obawy przed Kościołem. *

No proszę, nieodpowiedzialni posłowie są i na Malcie. Taki piękny kompromis (historyczny!), a pan poseł uderza w.
———–
*Tomasz Bielecki: Batalia o rozwody na Malcie. – Gazeta Wyborcza 15 VII 2010

Read Full Post »

Jest cud? Nie?

Cuda zawsze stanowiły estradową stronę religii. Ich wyznawcy zwykle z zakłopotaniem reagowali na relacje o innych zjawiskach paranormalnych, często – jak w przypadku diabolizmu -zasługujących na potępienie. Osobę wierzącą w cuda czeka podwójne zadanie. Wpierw musi przekonać sceptyka, że takie zjawiska naprawdę mają miejsce, co jest trudne z uwagi na wątpliwy charakter większości relacji, a następnie musi go przekonać, że wydarzenia takie mają związek z Bogiem. To oznacza, że albo trzeba uznać, iż wszystkie zdarzenia paranormalne (nawet nieprzyjemne) są dziełem Boga, albo wskazać kryterium pozwalające odróżnić boskie cuda od całej reszty. W czasach, w których skrót ESP jest równie znany jak ABC, większość wyznawców cudów skłonna jest raczej postawić na siły umysłu niż na Boga.*

 

Proces beatyfikacyjny Jana Pawła II zatrzymał się i z całą pewnością nie zostanie wznowiony przed jesienią, dowiedziało się Polskie Radio [10 VII 2010]. Powodem przedłużającej się przerwy, jest brak postępu w dochodzeniu dotyczącym cudu za wstawiennictwem polskiego papieża**

 

Widać dotąd przywołane cuda nie były dość estradowe. W końcu Paul Davies, autor pierwszego cytatu, wie, co pisze, i jest laureatem Nagrody Templetona. Tej samej, którą otrzymała Matka Teresa z Kalkuty.

———–

*Paul Davies: Bóg i nowa fizyka. Przeł. Piotr Amsterdamski. Wyd. 2. Warszawa: Cyklady, 2006 s. 248

**Serwisy informacyjne Polskiego Radia, 10 lipca 2010 r.

Read Full Post »