Feeds:
Wpisy
Komentarze

Archive for Maj 2009

A jednak za złe mogą mieć łosie,
że popularne bardziej bywa prosię,
gdyż ktoś, kto właśnie jest przy głosie,
nie dba o pochwał swych pokłosie,
chwaląc prosięcia kształt lub włosie. […]
– Też zauważyłem, że prosięta mają łatwiej – dodał reżyser Gluś.
Są po prostu popularniejsze – obruszyła się [Fumica] Lala.– Niektóre prosięta ciężko pracują na swoją popularność. Irytuje mnie pogląd,że tylko twórcy jakichś elitarnych dzieł zasługują na uznanie. Jak napisałam piosenkę „Tańczą Fumy, tańczą Fumy, każdy powód ma do dumy”, to krytyka (tu Lala spojrzała wyzywająco na [uznanego krytyka Dolka] Gwiazdonosa) w ogóle nie uznała za stosowne o niej napisać. Nie zauważyła jej. A na plaży śpiewaliśmy ją przez całe lato. Wszyscy! A zaprzyjaźnione świnki zgodziły się dograć chórki i zrobiły to naprawdę dobrze. „Chrump, chrump, kwik, kwik”. Pamiętacie?* 

Pamiętamy. Nie sposób było trafić na jakiekolwiek publiczne zgromadzenie, aby z głośników nie rozlegało się chrump, chrump,kwik, kwik.
Kiedyś wydawało mi się, że rozwój techniki rozwiąże ten problem i każdy będzie słuchał tego, co lubi. Nawet mnie udało się opanować podstawy obsługi odtwarzacza mp3 (choć nikłe rozmiary tegoż nie ułatwiają zadania, a obsługa 153 podstawowych i 410 niepodstawowych funkcji urządzenia przy pomocy tylko dwóch przycisków wydaje mi się nieco kłopotliwa). Myślę jednak, że każdy zgodzi się, iż technicznie osiągnęliśmy już stan, który każdemu pozwala słuchać czegokolwiek, nie narzucając się innym.
Jest więc dla mnie tajemnicą, dlaczego z tych osiągnięć nie korzystamy. Wejście do jakiegokolwiek sklepu naraża kupującego na kontakt z muzakiem albo rozkoszami Radia Bzdet. Jakakolwiek impreza na wolnym powietrzu zaczyna się od tego, że organizatorzy włączają system nagłaśniający – zazwyczaj kiepskiej jakości i rozkręcony na całość, z związku z czym głównie rzężący i chrypiący. Chrump, chrump, kwik, kwik rozlega się jak kraj długi i szeroki, a sprzyja temu rozpoczęty właśnie sezon festynów i tym podobnych zdarzeń.
Mam teorię, że to Fumy i prosięta pracują w ten sposób na swoją popularność. Ale pewnie nie mam racji, wszak stronniczo popieram łosie.

———–

*Maciej Wojtyszko: Bromby i Fikandra wieczór autorski. – Warszawa : Ezop. 2009 s. 23, 27.

Read Full Post »

Wydawnictwu Ossolineum grozi upadek, dlatego wycofuje się z prowadzenia swoich księgarni w całej Polsce. – Balansujemy na granicy bankructwa – alarmuje Dobrosława Platt, prezes wydawnictwa Ossolineum.*
Informacje o złej kondycji wydawnictwa1 pojawiają się już od dłuższego czasu. Kto widział te okładki:

          


… niczemu się nie dziwi. Powiedziałbym, nie bawiąc się w subtelności: wydawnictwo publikujące takie rzeczy powinno zbankrutować.

1Ossolineum, czyli Zakład Narodowy Im. Ossolińskich – Wydawnictwo

———–
*Ossolineum rezygnuje z firmowych księgarni

Read Full Post »

„Katolik wobec in vitro” – dyskusja pod tym hasłem na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego pokazała, że nie wszyscy wierzący – nawet księża – zakaz in vitro przyjmują bez krytyki.*
Co z tego, skoro:
Prawnik Ludwik Skurzak z Komitetu Inicjatywy „Contra In Vitro” przekonywał z kolei, że zakaz in vitro to „jedyne kompromisowe rozwiązanie”. – W ten sposób nauki moralne Kościoła znajdą odzwierciedlenie w prawie. Pod projektem zakazu in vitro komitet zebrał 150 tys. podpisów. – Sejm będzie musiał to rozpatrzyć – zapewniał Skurzak.*

Mam wrażenie, że między ‚kompromisem” a „kompromisem katolickim” (jaki niewątpliwie ma na myśli pan prawnik), jest podobna różnica, jak ongiś między demokracją a demokracją socjalistyczną.
———–
Katarzyna Wiśniewska: Aniołowie nad probówką. Gazeta Wyborcza, 14 maja 2009.


Read Full Post »

Już się pospali. Boże, jakie to smutne! Teraz będę musiał ich okraść i dalej wędrować w ten deszcz… O, monotonio występku! Ale cóż,kiedy ze mnie świetny złodziej Bonawentura, a skrzypek nędzny – rzępoła.
W czasie deszczu, kiedy ludzie i tak są senni, skrzypek usypia rzępoleniem ofiary, które następnie złodziej świetnie okrada.

Mój Boże! Gdybym to ja był lepszym skrzypkiem! Gdybym był dobrym skrzypkiem – co by to było za życie! I dla mnie, i dla tych choćby sympatycznych staruszków, których za chwilę Bonawentura do nitki okradnie.
Niestety!… Jak już zaznaczyłem, skrzypkiem jestem nad wyraz podłym. (łkając) Np. ten kawałek od gis nigdy mi nie wychodzi… nigdy…o…
Przegrywa ów kawałek od gis i rzeczywiście mu nie wychodzi bezskutecznie go powtarza drugi i trzeci raz, ale za czwartym, zupełnie nieoczekiwanie, fragment zabrzmiał czysto i płynnie.
O Boże! Czy ja śnię… Nie, chyba mi się zdawało, że ten kawałek od gis…
Przegrywa jeszcze raz i tym razem wprost brawurowo i bezbłędnie.
Nie, nie śnię! Najtrudniejsze miejsce zagrałem jak wirtuoz jak mistrz!
Hej, staruszkowie! Obudźcie się, do diabła! Słyszycie? Nie śpijcie, bo was Bonawentura okradnie! Hop, hop!!! Słuchajcie, jak gram! Nic nie pomaga, śpią jak susły… Widocznie złodziej dosypał dziś skrzypkowi dużo luminalu do kalafonii… No i teraz nie ma mnie kto posłuchać. Nie ma kto posłuchać  t a k i e g o  skrzypka!
Znów fragment kołysanki, zagrany pięknie i brawurowo.
Gdyby tak choć małe zupełnie audytorium… Przecież niemożna marnować takiej gry przed śpiącymi piernikami! Ale skąd ja je wezmę o tej porze – audytorium? W dodatku w taki deszcz… Telefon jest, można by telefonicznie, ale przecież i tak nikt… Zaraz, zaraz, chwileczkę… (Olśniony nagle) Mam! Jest! (podbiega do telefonu i nakręca jakiś numer) Halo…Posterunek?… Słuchajcie, chłopaki, w domku na rozstajach, u tych staruszków(zniża głos) jest w tej chwili Bonawentura. Tak, złodziej Bonawentura… Tak…jeżeli natychmiast przyjedziecie, nie zdąży się wymknąć. Tylko musicie się śpieszyć, bo już ich uśpił […]. (odkłada słuchawkę) A więc będę miał audytorium! I to za chwilę! A jeżeli przywiozą pijaków i żony, to nawet wcale nie takie małe. Boże, cóż to będzie za recital! No, ale do roboty – mam jeszcze parę minut czasu, więc trzeba poćwiczyć…*

***

Meksykańska policja zatrzymała złodzieja w meksykańskim stroju kowboja, który okradzione osoby zmuszał do słuchania swego śpiewu.
Mężczyzna zmuszał swoje ofiary do oddania drogocenności za pomocą blisko półmetrowej maczety. Z ostrzem przy gardle niektóre z nich musiały dodatkowo wysłuchać śpiewu złodzieja.
Rzecznik lokalnej policji Alfredo Barro powiedział, że aresztowany mężczyzna nazywa się Vicente Fernandez – tak samo, jak sławny meksykański piosenkarz i aktor.
Złodzieja zatrzymano w stanie Aguascalientes w centralnej części kraju.**

Wygląda to, że złodziej jednorodzinny Bonawentura po odbyciu kary wyemigrował do Meksyku.

———–

*Jeremi Przybora: Deszczowa suita. W: Baśnie Szeherezdka.Warszawa: Czytelnik 1966.

** Okradał i zmuszał swoje ofiary do słuchania śpiewu. gazeta.pl >>>>

Read Full Post »

Światowa prapremiera Hamleta Shakespeare’owskiego (bo istniał przedtem zaginiony i dziś zwany wśród badaczy pod nazwą Pra-Hamleta – Hamlet  napisany przez Thomasa Kyda) odbyła się najprawdopodobniej w roku 1601 w londyńskim teatrze „The Globe”, którego udziałowcem, aktorem i pierwszym dramatopisarzem był właśnie Shakespeare. W owych czasach teatry broniły się przed wydawaniem drukiem popularnych, a „nie wygranych” jeszcze sztuk. Ale istniało na nie wielkie zapotrzebowanie czytelników. Zatem drukarze-wydawcy w epoce, w której nie znano żadnych praw autorskich, imali się rozmaitych sposobów, żeby zdobyć podziwiane sztuki i publikować je z odpowiednim zyskiem. Przekupywali więc aktorów, którzy dyktowali im teksty własnych ról, i z nich składano potem całość przedstawienia, albo przysyłali na spektakle „szybkopisów” (dzisiejszych stenografów) notujących tekst utworu tak, jak słyszeli go ze sceny, albo wreszcie zdobywali, w sposób daleki od legalnego, egzemplarze teatralne. I publikowali je, oczywiście bez zgody autora i teatru […]. W ten sposób wydrukowano pierwsze, „pirackie” wydanie Shakespeare’owskiego Hamleta. Ukazało się ono w roku 1603 w formacie quarto i dziś znane jest wśród szekspirologów jako tzw. bad Quarto […]. Ów druk „piracki”, powstały w latach, gdy jego wiarygodność czytelnik mógł jeszcze sprawdzić idąc po prostu do teatru, jest więc dziś dla nas ważny wyjątkowo. Możemy przecież z pełnym prawdopodobieństwem wyobrazić sobie, że takiego właśnie tekstu słuchali widzowie „The Globe”. […] Hamlet 1603 jest przede wszystkim tekstem znacznie krótszym [..].*

Prowadzenie teatru wymagało sporego kapitału obrotowego, ale wartość udziałów rosła, aktorzy porastali w piórka, lokując swe zarobki w domach na przedmieściu lub na wsi. Najprawdopodobniejszym wyjaśnieniem sukcesów finansowych Szekspira jest okoliczność, ze udało mu się uzyskać bogatego protektora teatru, hrabiego Southamptona. Wiadomo, ze pewnego razu poeta otrzymał od niego niesłychana sumę tysiąca funtów „na potrzebne zakupy”. Jak wielkie to były pieniądze, łatwo ocenić, wiedząc, że po pożarze w 1613 na odbudowę teatru Globe […] wydano 1400 funtów. […] Majątek Szekspira rósł.[…] W Stratfordzie kupował grunta i dzierżawy. Na największy z tych zakupów wydał 440 funtów, prawie sześć razy tyle co za swój wielki dom. Było to latem 1605 r., w samym środku tzw. Ciemnego Okresu twórczości. Dama z sonetów mogła chwilowo rzucać cień na jego życie, ale cień wierzycieli nie padał na drzwi wejściowe jego domu.**


   

Może i ostatnio trochę monotematycznie, ale zagrzebałem się na półce z Szekspirem (a jest tego u mnie z pół metra chyba). Wpadł mi w ręce – między innymi – „Hamlet” tłumaczony z edycji pirackiej. Można po takiej lekturze sądzić, że już współcześni oglądali tę tragedię w wersji skróconej. W co mocno wierzę od czasu, gdy obejrzałem „Hamleta” w koszmarnie długiej (prawie 240 minut) wersji Kennetha Branagha.

Przechodząc natomiast do wątku pirackiego czytanki: wynika z niego, że gdy się jest Szekspirem, to nawet piractwo nie przeszkodzi w zdobyciu chwały doczesnej i uznania następnych pokoleń. Ja bym jednak takiego wniosku nie wysnuwał, bo mogłoby to wyglądać na usprawiedliwianie współczesnego piractwa. Zawróciłbym tylko uwagę, że jak ongiś, tak i współcześnie, nie każdy artysta ma swojego hrabiego Southamptona. Szekspir nie żył może w szczególnie łatwych czasach, ale w niektórych aspektach poszczęściło mu się – nie było wówczas prasy codziennej i, co może jeszcze ważniejsze, krytyki teatralnej. Jak zauważa Władysław Kopaliński: „Szekspir uprawiał swój zawód dość dobrze, mimo że pozbawiony był napomnień i pouczeń krytyków”.

———–

* William Shakespeare: Hamlet (Quarto 1603). Przeł. i posłowiem opatrzył Juliusz Kydryński. Kraków : Wydaw. Literackie, 1987 s. 96-99

** Władysław Kopaliński: Czy Szekspir był ubogi. W: Od słowa do słowa. Leksykon. Warszawa : Rytm, 2007 s. 211-214

Read Full Post »