Biblioteka Gormenghast mieściła się we wschodnim skrzydle zamku sterczącym zupełnie nieproporcjonalnie, niczym wąski półwysep, na tle innych budynków. Mniej więcej w połowie owego rzedniejącego wschodniego skrzydła wznosiła się Wieża Krzemieni wyniosłą i pobrużdżoną wyższością, ponad wszystkimi innymi wieżami Gormenghast. […]
Biblioteka stała pomiędzy budynkiem z szarą kopułą a drugim, którego fasada była kiedyś otynkowana. […]
Biblioteka, choć znacznie niższa od obu przyległych budynków, była od nich znacznie dłuższa. Ścieżka biegnąca wzdłuż wschodniego skrzydła, to w lesie, to w odległości paru stóp od wielokształtnych ścian ocienionych szpilkowymi gałęziami, kończyła się gwałtownym skrętem w kierunku rzeźbionych drzwi. Urywała się tu pośród pokrzyw na szczycie trzech szerokich stopni prowadzących do mniej okazałego z dwu wejść do biblioteki, przez które Lord Sepulchrave zawsze wstępował do swego królestwa. Nie mógł odwiedzać biblioteki tak często, jak by tego pragnął, bowiem wymagania nie kończących się ceremonii, których pełnienie było jego wyczerpującym obowiązkiem, pozbawiały go codziennie przez wiele godzin jedynej przyjemności – książek.
Pomimo obowiązków Lord Sepulchrave miał zwyczaj udawać się każdego wieczora, choćby o późnej godzinie, do swego zacisza i pozostawać tam do wczesnych godzin porannych. […]
Pokój oświetlał kandelabr, którego blask, nie mogąc dosięgnąć krańców pokoju, oświetlał jedynie grzbiety tomów po środku na półkach wzdłuż ścian. Wokół biblioteki na wysokości piętnastu stóp ponad podłogą biegła kamienna galeria, a książki, wyścielające ściany głównej sali piętnaście stóp poniżej, ciągnęły się dalej na wysokich półkach galerii.
Pośrodku pokoju, tuż pod światłem, stał długi stół. Wykuto go z jednego bloku najczarniejszego marmuru, którego powierzchnia odbijała trzy najcenniejsze księgi ze zbiorów jego wysokości.*
Obok Władcy pierścieni Tolkiena najważniejszy cykl fantasy – tak Wydawnictwo Literackie reklamuje najnowsze wydanie książki Mervyna Peake’a*. I oto biblioteka staje się rekwizytem z dziedziny nie fantastyki nawet, a nowoczesnej baśni, handlowo zwanej fantasy. I bynajmniej nie chodzi mi o fantastyczność tego, co dzieje się w bibliotece. Chodzi mi o fantastyczność biblioteki jako takiej.
Pierwsze wydanie „Tytusa Groana”* w 1982 r. pozostało raczej niezauważone przez szersze kręgi publiczności, a na pewno nie zyskało popularności równej Tolkienowi, który właśnie w latach 80. stał się w Polsce powszechnie znany.
Tytuł ten może być przykładem zagarniania przez nurt fantasy wszystkiego, do stworzenia czego potrzebna jest odrobina fantazji. Pewnie dlatego wydawnictwo Fabryka Słów znaczkiem „Bestsellery Polskiej Fantastyki” opatruje wszystko, nawet pierwsze wydanie powieści historycznej, np. „Samozwańca” Komudy, którego tom trzeci ukazał się właśnie, od razu jako bestseller fantastyki.
Powieść „Tytus Groan” ukazała się w 1946 r. i, jak zauważa w posłowiu tłumaczka, krytycy widzieli w niej zrazu „powieść gotycką”. Zresztą, do tego nurtu pasowała nieźle z racji zamczyska, obowiązkowego „gotyckiego” rekwizytu. Minęło pół wieku i stojący początkowo na półce obok Walpole’a „Tytus Groan”, przewędrował w okolice Tolkiena. A może i Komudy?
Wracając natomiast do biblioteki… Biblioteka jako scenografia do powieści grozy była fragmentem rzeczywistości wstawionym do powieści, by w tej dekoracji mogły dziać się dziwy i fantazje.
Współczesne biblioteki coraz mniej się do tego nadają, są bowiem albo sterylnymi magazynami, albo skarlały do formy zwanej biblioteczką. A wkrótce, co nam obiecują, przeniosą się na cyfrową chmurę, a te dotykalne pozostaną w sferze fantazji. Już widzę te zapowiedzi: najnowsza powieść dla młodzieży znanego autora fantasy dzieje się w niesamowitej scenerii dwudziestowiecznej biblioteki szkolnej. No to czekam.
*Mervyn Peake: Tytus Groan. Przekład i posłowie Jadwiga Piątkowska. Il. Łucja Mróz. Kraków: Wydaw. Literackie, 1982 s. 207-209
Read Full Post »