Feeds:
Wpisy
Komentarze

Archive for Maj 2008

I Władziu Matuga, poszukując niecierpliwie cudu najcudowniejszego, nawet nie wiedział, że urodził się i zamieszkiwał najcudowniejszą z ziem, wielką i kartoflami żyjącą.

Pomimo że nauki w szkole królewskiej dobiegały końca, pomimo iż zęby z mlecznych stwardniały w prawdziwe, pomimo że i te ostatnie łyskały tam i sam plombą srebrną – pomimo to Matuga nie posiadał wówczas wystarczającej dojrzałości, aby móc pojąc kartoflaność wieczną i niezgłębioną swej ziemi.

Wiele było w tym winy pedagogów, co w prohibitach wszystkie księgi o kartoflu traktujące pozamykali, wiele też i jego, matugowej winy, że nie potrafił się zadumać nad rzeczą kartoflaną, samą w sobie. […] Nie wiedział że wystarczy wstąpić na drabinkę w szkolnej bibliotece i sięgnąć ręką w róg, […] i, nie złażąc z drabiny, zacząć czytać:

>>O Cudownym Obdarowaniu Ziemie Naszey Kartoflem, Czyli O Nieustającym Opiekuństwie Niebios a Przede Wszystkim Orędowniczki Naszey ,Spisano Wedle Głosów Dochodzących z Góry Przez Justyna Z Mrzygłoda, W Oficynie Franciszka Patały, Roku Pańskiego Tegoatego… […]

Kiedy już dobroć Boża a nieskończona nie mogła dłużej ostrzegać ziemian, aby zaprzestali życia w grzechu a grzeszenia nieustannego,zaczął tedy Ojciec Najlepszy strącać dziatki swe nieposłuszne i za nic se mające Jego święte przestrogi w piekło a w czyściec […]

Ale Matka Boża i Piastunka Nieszczęsnych budziła się nocą.Do uszu jej panieńskich a drobnych jak ziarenka dolatywały skargi onych potępieńców a potępienic. I jednego razu, a trzeba dodać, że dość już miała tego budzenia się pośród nocy – jednego razu tak mówi do Boga Ojca: Panie mój,ja do nich pójdę – bo straszne męki muszą tam znosić – a ulżę im trochę widokiem mym … […]

Kiwnął mądrze Pan głową swoją i rzekł:

– No dobrze…

I poszła Matka Boża. […] A grzesznicy ci zmiarkowali, bo się w kotłach wiercą i pociesznie – by te dzieciuchy z kolebek – wychylają, a pokrzykują, a coś skomlą…

Wtenczas Matuchna Boża zawiniątko swe małe rozsupływać zaczyna, supeł po supełku, aże z lnianej chustki siedem kartofli się wyturlało na ziemię. […] Matuchna kartofle pozbierała i duma, i duma, i wydumała. Patrzy miłosiernie po grzesznikach, a łzę roni. Aż wargi swe, jak róże chrześcijańskiej pałatki, rozchyla i tak rzecze:

– To ja wam placków kartoflanych nasmaże, biedniuchy wy moje!

I jedli dnia tego (a Zwiastowanie było) grzesznicy placki kartoflane, własnoręcznie tarte palcami Dziewicy. A kto by o tym powątpiewać śmiał, ogień mu, i to nie czyśćcowy, ale piekielny i wieczny. <<

Mógłby był potem Matuga tomisko na miejsce wsunąć, a chyłkiem, z drabinki się spuścić, i jeszcze bardziej chyłkiem z biblioteki wysunąć – ale on wolał sobie na poręczy siadać i podśpiewywać […].

Prawdziwej mądrości trzebażże ksiąg? Nie wystarczy gar polewany dymiący świeżo co odcedzonymi kartoflami? […]

A on jeśli brał do rąk jaką księgę, to tylko tę, co mu ją synal chorążego pożyczał. […] Czytał. Boże, jakie to cudne! Spojrzał na świat. Bzy kwitły ciężkie, że aż cycate. Spojrzał w niebo, westchnął i zasnął.

A kiedy sen nabrał lotu i siły, ujrzał ziemię równinną, a na niej stojący dumnie ogromny kartofel. Orzeł królewski powolnym łopotem opuścił się nań i zastygł hieratyczny.*


No i teraz gar polewany dymiący świeżo co odcedzonymi kartoflami na stół postawim, bo to dzień dziękczynienia się nam zbliża.

*Marian Pankowski: Kartoflania. W: Matuga idzie. Przygody.Lublin 1983, s. 9-13


Read Full Post »

I oto już następny miesiąc – maj; przyniósł on kilka zmian.Wygrzewającą się w nieckach kotkę Marzenkę zaczął odwiedzać kocur, cały w czerni, z elektrycznym ogonem. Nie zjawiał się tu jednak w miłosnych zamiarach,raczej zazdrościł jej miejsca w słońcu. Stąpał cichutko, jak diablik, a w wolnych chwilach ostrzył sobie pazurki.
Kotka Marzenka od lat już nie traktowała samców poważnie.Zarówno ona, jak i wdowa Emilia zbyt dobrze ich znały; od pierwszej chwili było dla niej jasne, że takie nonszalanckie, chełpliwe i naelektryzowane koty to marność nad marnościami, ladaca i zera.*

Oczekiwanie na ciepłą, Prawdziwie Majową Pogodę jednoczy wszystkich: i wszystkie te kotki Marzenki, i wdowy i wdówki, i wreszcie naelektryzowane kocury. No bo jak tu okazać stanowczość wobec zmokniętego ladaco? Jak stąpać jak diablik, mokry ogon mając?
 

*Ludwik Askenazy: Kochankowie ze skrzyni. Tł. [z czes.] Andrzej Piotrowski. Warszawa 1961, s. 13. Tyt. oryg: Milenci z bendy

Read Full Post »

Tegoż dnia [4 sierpnia 1791]

Przeszedłem powtórnie w pobliżu dżesawich: muzyka stała się skoczna. Zajrzawszy przez dziurę w murze zobaczyłem, jak pięciu mężczyzn obejmując się podskakiwało miarowo z niezwykłą sprężystością. *

 

Szczegółów menu dżesawich (czyli wspomnianych w poprzedniej czytance połykaczy wężów) Potocki nie podaje, więc kwestia dręcząca [„Dręczy mnie jeszcze kwestia połykaczy wężów. Czy tam gdzie nie ma wzmianki, o jakie konkretnie gadziny chodzi?”] Szanowną Czytaczkę pozostanie niewyjaśniona. Można co najwyżej wnioskować, że dzięki łykaniu węży nabiera się sprężystości. Niezwykłej nawet.

 

*Podróż do Cesarstwa Marokańskiego. W:. Jan Potocki: Podróże. Zebrał i oprac. Leszek Kukulski. Warszawa 1959, s. 156

Read Full Post »

Tegoż dnia [4 sierpnia 1791]

Niespodzianie otrzymaliśmy rozkaz, by udać się do cesarza[…]. Ponieważ nie można stanąć przed cesarzem bez podarunków, zaniosłem je zwinięte w sześciu chustach. […] Co więcej, napiwki dla służby cesarza przekroczyły sześćdziesiąt dukatów. Podaję ich spis […]. Rachunek wyrażony jest w jednostkach monetarnych, których dwadzieścia przypada na jednego piastra.

Kaidowi meszuaru, wprowadzającemu na posłuchanie     60

Strażnikom meszuaru        60

Sługom noszącym parasol       30

Sługom noszącym strzelby       30

Strażnikom karet         40

Strażnikom lektyk        30

Sługom noszącym włócznie       30

Zarządzającemu podaniem herbaty      30

Zarządzającemu zapaleniem świec       20

Nadzorcy stajen         30

Słudze przynoszącemu ostrogi       20

Słudze przynoszącemu pantofle       20

Słudze przynoszącemu naczynie nocne      20

Pokojowcom         30

Sługom noszącym krzesła       30

Sługom noszącym poduszki       30

Nadzorcy przenośnych pokoików z drzewa     30

Kawiarzowi         20

Słudze noszącemu pistolety       30

Strażnikom namiotów        60

Słudze noszącemu zegar       30

Roznosicielowi półmisków       50

Fajczarzowi         10

Słudze noszącemu ostrzałkę       30

Słudze noszącemu szablę       50

Dozorcom namiotu        10

Słudze noszącemu dywan       30

Odźwierny wewnątrz i zewnątrz namiotu     40

Rzezańcom         20

Słudze noszącemu topory, którymi ścina się również głowy   30

Słudze noszącemu ogrzewacz       20

Chorążemu         30

Roznosicielowi wody        20

Słudze noszącemu topór zwany Szakria, którym można ścinaćgłowy,

 nie zsiadając zkonia       40

Pisarzowi z meszuaru        20

Kuchmistrzowi         40

Ludziom, którzy przyjęli podarunki dla cesarza     40

Kaidowi, który ich nadzorował       20

Ludziom, którzy odnieśli podarunki do wnętrza     20*

Pierwsze wrażenie temu przeczy, ale moim zdaniem trudno powiedzieć, że na cesarskim dworze panowały przerosty kadrowe. Owszem, można zapytać, co robił odźwierny w namiocie, ale ponieważ niewykluczone, że miał drugi etat w jakichś tajnych służbach, nie będę sprawy drążyć. Jednak mając na uwadze doświadczenia z naszego podwórka, obawiam się, że niektóre widoczne cięcia kadrowe (dokonane toporem, nie zsiadając z konia?) mogły mieć pewne materialne konsekwencje. Wszak ludziom, którzy odnieśli podarunki, nie przydzielono nadzorcy! Kto ich tam wie, czy donieśli wszystkie.
Na pewne podobieństwa polsko-marokańskie zwrócił uwagę sam Potocki, zapisując: Przechodziłem obok kaplicy dżesawich, czyli połykaczy wężów.Zawodzili litanie przypominające w melodii nasze śpiewy kościelne.*

Podróż do Cesarstwa Marokańskiego. W:. Jan Potocki:Podróże. Zebrał i oprac. Leszek Kukulski. Warszawa 1959, s. 172-173, 156

Read Full Post »

pstragsm

Na łamach „Ichniego Dziennika” Jan Maria Jackowski załamuje ręce:

„Obchodzimy kolejną, już 217. rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 Maja. Tegoroczne uroczystości odbywają się w cieniu zgody Sejmu i Senatu na ratyfikację traktatu lizbońskiego, który oznacza osłabienie pozycji Polski w Europie i ograniczenie naszej suwerenności. U schyłku XVIII wieku, gdy I  Rzeczpospolita traciła swoją niepodległość, obóz patriotyczny potrafił podjąć ogromny trud naprawy państwa i jego reformy. Dziś – niestety! – jest inaczej.”

Sytuacja jest poważna (gdyby nie była, „Ichni Dziennik” by o tym przecież nie pisał), a nawet poważniejsza! Bowiem korzenie spisku sięgają głębiej, niżby JMJ mógł sądzić. Powyższy wycinek przekonuje, że już za II RP, w latach 20. ubiegłego stulecia, forpocztę eurozarazy stanowili duńscy hodowcy pstrągów!!!

Ale nie będzie Duńczyk pluł nam w twarz! Teraz, gdy rzecz się wydała, zajmie się nimi „Ichni Dziennik” i pożałują. Duńskie „Drang nach Osten” rozliczymy!

 *Sprawozdanie z kursu gospodarstwa pstrągowego w Bydgoszczy odbytego w czasie od 25 do 29 listopada 1925. Bydgoszcz 1925, s. 7

Read Full Post »