I Władziu Matuga, poszukując niecierpliwie cudu najcudowniejszego, nawet nie wiedział, że urodził się i zamieszkiwał najcudowniejszą z ziem, wielką i kartoflami żyjącą.
Pomimo że nauki w szkole królewskiej dobiegały końca, pomimo iż zęby z mlecznych stwardniały w prawdziwe, pomimo że i te ostatnie łyskały tam i sam plombą srebrną – pomimo to Matuga nie posiadał wówczas wystarczającej dojrzałości, aby móc pojąc kartoflaność wieczną i niezgłębioną swej ziemi.
Wiele było w tym winy pedagogów, co w prohibitach wszystkie księgi o kartoflu traktujące pozamykali, wiele też i jego, matugowej winy, że nie potrafił się zadumać nad rzeczą kartoflaną, samą w sobie. […] Nie wiedział że wystarczy wstąpić na drabinkę w szkolnej bibliotece i sięgnąć ręką w róg, […] i, nie złażąc z drabiny, zacząć czytać:
>>O Cudownym Obdarowaniu Ziemie Naszey Kartoflem, Czyli O Nieustającym Opiekuństwie Niebios a Przede Wszystkim Orędowniczki Naszey ,Spisano Wedle Głosów Dochodzących z Góry Przez Justyna Z Mrzygłoda, W Oficynie Franciszka Patały, Roku Pańskiego Tegoatego… […]
Kiedy już dobroć Boża a nieskończona nie mogła dłużej ostrzegać ziemian, aby zaprzestali życia w grzechu a grzeszenia nieustannego,zaczął tedy Ojciec Najlepszy strącać dziatki swe nieposłuszne i za nic se mające Jego święte przestrogi w piekło a w czyściec […]
Ale Matka Boża i Piastunka Nieszczęsnych budziła się nocą.Do uszu jej panieńskich a drobnych jak ziarenka dolatywały skargi onych potępieńców a potępienic. I jednego razu, a trzeba dodać, że dość już miała tego budzenia się pośród nocy – jednego razu tak mówi do Boga Ojca: Panie mój,ja do nich pójdę – bo straszne męki muszą tam znosić – a ulżę im trochę widokiem mym … […]
Kiwnął mądrze Pan głową swoją i rzekł:
– No dobrze…
I poszła Matka Boża. […] A grzesznicy ci zmiarkowali, bo się w kotłach wiercą i pociesznie – by te dzieciuchy z kolebek – wychylają, a pokrzykują, a coś skomlą…
Wtenczas Matuchna Boża zawiniątko swe małe rozsupływać zaczyna, supeł po supełku, aże z lnianej chustki siedem kartofli się wyturlało na ziemię. […] Matuchna kartofle pozbierała i duma, i duma, i wydumała. Patrzy miłosiernie po grzesznikach, a łzę roni. Aż wargi swe, jak róże chrześcijańskiej pałatki, rozchyla i tak rzecze:
– To ja wam placków kartoflanych nasmaże, biedniuchy wy moje!
I jedli dnia tego (a Zwiastowanie było) grzesznicy placki kartoflane, własnoręcznie tarte palcami Dziewicy. A kto by o tym powątpiewać śmiał, ogień mu, i to nie czyśćcowy, ale piekielny i wieczny. <<
Mógłby był potem Matuga tomisko na miejsce wsunąć, a chyłkiem, z drabinki się spuścić, i jeszcze bardziej chyłkiem z biblioteki wysunąć – ale on wolał sobie na poręczy siadać i podśpiewywać […].
Prawdziwej mądrości trzebażże ksiąg? Nie wystarczy gar polewany dymiący świeżo co odcedzonymi kartoflami? […]
A on jeśli brał do rąk jaką księgę, to tylko tę, co mu ją synal chorążego pożyczał. […] Czytał. Boże, jakie to cudne! Spojrzał na świat. Bzy kwitły ciężkie, że aż cycate. Spojrzał w niebo, westchnął i zasnął.
A kiedy sen nabrał lotu i siły, ujrzał ziemię równinną, a na niej stojący dumnie ogromny kartofel. Orzeł królewski powolnym łopotem opuścił się nań i zastygł hieratyczny.*
No i teraz gar polewany dymiący świeżo co odcedzonymi kartoflami na stół postawim, bo to dzień dziękczynienia się nam zbliża.
*Marian Pankowski: Kartoflania. W: Matuga idzie. Przygody.Lublin 1983, s. 9-13