– Pańskie zeznania są wykrętne – rzekł surowo Filip [do Mohylnego]. – Jeśli pan nie wiedział, że to porucznik Żurko, dlaczego pan nie zatrzymywał się na wezwania, tylko uciekał?
– Sądziłem, że to komornik. […] Porucznik Żurko był perfidnie przebrany. Pan zapomina o nadzwyczajnych zdolnościach mimicznych i aktorskich swego szefa. Identycznie wygląda komornik, który mnie nachodził.
Filip spojrzał na Żurkę bezradnie.
– Jednakże, gdy porucznik Żurko wzywał pomocy, będąc zawieszony na prętach zbrojeniowych nad przepaścią, pan naigrawał się z niego.
– Nieścisłe – pokręcił głową Mohylny. – Po pierwsze, jak powiedziałem, wciąż brałem go za złośliwego komornika. Po drugie, pytam, kto kazał porucznikowi Żurce spuszczać się na linie zaimprowizowanej z szelek, szalika i krawata z trzeciego piętra na drugie.
– Ja na linie? To nonsens! – zgrzytnął zębami Żurko, poruszając niecierpliwie nogą na wyciągu. […]
– Skąd wam do głowy przyszło, Mohylny, że porucznik Żurko spuszcza się za wami na linie? To bzdura! – wykrzyknął Filip.
– Jak to? Przecież widziałem.
– Porucznik Żurko zawisł na szelkach, spadając ze stropu. Zaczepił o pręty zbrojeniowe. Tylko dzięki temu nie poniósł śmierci na miejscu.
– To rzeczywiście szczęśliwy traf. Byłbym niepocieszony…
– Jednakże pan nie zdjął porucznika z szelek. Szelki nie wytrzymały obciążenia i porucznik Żurko przez was złamał nogę.
– O przepraszam! Nie przeze mnie, tylko przez szelki. Nie mogę brać odpowiedzialności za złą jakość milicyjnych szelek. *
Edmund Niziurski wydał dwa kryminały. Tylko dwa. Całkiem niewykluczone, że stało się tak dlatego, że ktoś w wydawnictwie MON zdał sobie sprawę, że autor żartuje z szacownego wydawnictwa. Gdyby nie przypis, można by sądzić, że powyższy fragment pochodzi z „Niewiarygodnych przygód Marka Piegusa”… A tu proszę: Ministerstwo Obrony Narodowej, seria „Labirynt”. Możliwe też (i wielce prawdopodobne), że w wydawnictwie nie skrystalizowały się jeszcze odpowiednie wytyczne nakazujące, żeby za czarnym charakterem zawsze stali odwetowcy z Bonn, ewentualnie był nim agent obcego (ideologicznie) wywiadu.
Wracając do „Marka Piegusa”. Powinowactwa obu książek nie są niemożliwe, albowiem „Piegus” ukazał się w tym samym, 1959 r.! Spójrzmy choćby na listę nazwisk bohaterów „Pięciu manekinów”: porucznik Hipolit Żurko, Antoni Bujwid Żurawski, Leon Postur, Apolonia Dopust, Krystyna Parytetówna, sierżant Fiołek, ekspert (milicyjny) Pluszak, wywiadowca Drabek, szef ekipy ekspertów Pajkert [!!!], student Tadeusz Melassa, kapral Kajtus, Piotr Mohylny, mecenasostwo Pontyscy, porucznik Dziarmaga, Czesław Cacko… Mam wrażenie, że niektóre pomysły wędrowały miedzy obu powieściami. Przypomnijmy, że osią akcji „Piegusa” jest tajemnicze zniknięcie Cześka Pajkerta, a w dochodzeniu uczestniczy słynny detektyw Hippolitt Kwass. Nie zdziwiłbym się, gdyby w pierwszej redakcji powieści nazywał się Hipolit Żurko.
Osobom, które chciałyby umilić sobie wieczór lekturą kryminału i wybrały w tym celu „Pięć manekinów”, należy się jednak ostrzeżenie: jako kryminał jest to lektura bardzo taka sobie. To bardziej szereg następujących po sobie epizodów niż kryminalna fabuła – brakuje w niej napięcia i suspensu, a główny bohater w połowie książki trafia do szpitala i nie pojawia się już do końca. Niemniej jako osobliwość z oficyny Ministerstwa Obrony Narodowej rzecz warta jest polecenia hobbystom i kolekcjonerom lektur niebanalnych.
*Edmund Niziurski: Pięć manekinów. – [Wyd. 2]. – LTW, 2010. – S. 116-177 Pierwodruk: Wydaw. Ministerstwa Obrony Narodowej, 1959, seria „Labirynt”.