Feeds:
Wpisy
Komentarze

Archive for Październik 2008

 

Znicze diodowe dają martwe światło, które nie pasuje poprostu do grobu – przedstawia swoja teorię Jacek Gałecki z firmy Abartprodukującej znicze.*

Krasnal I, Krasnal II, Winogron Duży, Melon, Papryka,Malina, Grzybek, Koniak, Banan, Wachlarz, Jajo Średnie Tuba, Jajo Duże Tuba,Jajo Małe, Książka, Koniczyna Duża, Koniczyna Mała, Flakonik, Gruszka, Kulka,Maczuga, Melon Maxi, Amfora Kręcona, Kałamarz, Pękaty Baleron Duży, KaplicaWitraż, Kaplica Maxi, Golgota**

aniolduzy2sm

Praktykowanie narodowej nekrofilii wymaga wielu rekwizytów. Tych niewidzialna ręka rynku dostarcza w dużej obfitości – powyżej wypisy z katalogu producenta zniczy nagrobkowych. A jeszcze wyżej – odrobina podbudowy teoretycznej.

 

*Milena Rachid Chehab: Zniczowy świat mody. Przekrój nr43/2008 s. 20

**Strona www jednego z producentów zniczy nagrobnych.

 

 

Read Full Post »

Filmy [reżysera]  Glusia stały się bardzo popularne. […] Raz był to film Szczęśliwe zakończenie dalekiej podróży Gżdacza, a znowu kiedy indziej Urok Malwinki lub Przeminęło z Pciuchem. […] A choć cieszył się z uznania, jakie go spotkało, na co dzień pozostał małomównym,nieśmiałym Glusiem, jakim był dawniej.

Być może wynikało to z faktu, że on jeden naprawdę wiedział, jak bardzo na jego taśmie nic nie ma, a może też i z tego, że tak często zmieniał zakończenia filmów na szczęśliwe.[…]

Ponieważ Gluś zawsze starał się, żeby jego opowieści kończyły się dobrze, ci którzy chcieli sprawić mu przykrość, oświadczali, że to wszystko bzdura, bo ich doświadczenie mówi, że większość zdarzeń ma wcale niewesołe zakończenie.*

Z tym wszystkim skojarzyły mi się dwa fakty:

1) Usłyszałem niedawno panią, która drugiej pani zachwalała książkę, a brzmiało to mniej więcej tak: Mówię ci, cudna książka, dawno się tak nie upłakałam, przeczytaj koniecznie!

2) W serii Harlequin Romans od 1991 r. ukazało się prawie1000 tytułów. A to oznacza 1000 happy endów. Wydawnictwo nawet chwali się:„Nasz udział w rynku to 80%.” (czyli tylko 1 na 5 happy endów pochodzi skądinąd).

Czyżby więc trud reżysera Glusia był daremny? Czy twórca (nieoskarowego, niestety) filmu „Szeryfie, kładź ogonek na stół, także” (konsultacja tekstu Fikander) niepotrzebnie tracił czas na rozmowy z poetą Fikandrem? Nadprodukcja happy endów uczyniła ich wysiłek bezprzedmiotowym?

A może szczęśliwie zakończenia Glusia są czymś zupełnie innym? No i jak się ma do tego tak zachwalane upłakiwanie?

*Maciej Wojtyszko: Bromba i inni (po latach także…).Warszawa 2003 s. 82, 114

Sprawa szczęśliwych zakończeń pojawiła się już w czytance poświęconej „Balzakianom” Jacka Dehnela , a wcześniej w czytance Happy end, radosny taki…

Read Full Post »

porzyczka2
Ach! Coś dla mnie: pożyczka porzeczkowa! Już chciałem napisać, jak to reklama nam subtelnieje, dać wykład na temat zastosowania aliteracji w reklamie, nawiązać do dokonań awangardy poetyckiej XX wieku…
Niestety, po dokładniejszym sprawdzeniu okazało się, że istnieje też Pożyczka Truskawkowa i Pożyczka Brzoskwiniowa. A nawet Pożyczka Winogronowa. Z żalem stwierdzam, że do objaśnienia aż tylu subtelności nie dorosłem, zwłaszcza że te pozostałe niezbyt do mnie docierają.

Read Full Post »

Prezes Włos wyrzucił nagle w górę prawe ramię i krzyknął:

– Rachuneczek!

Pani Żaneta podeszła drobnym kroczkiem i szepnęła, pochylając się:

– Pan Helsztyński już uregulował zawczasu. Ma u nas otwarty stały rachunek. […]

Prezes uśmiechnął się, trochę z zakłopotania, trochę z zadowolenia – miał w zwyczaju podliczać koszty, zanim dostał rachunek, kwota 84 złotych kołatała mu się po głowie przez całe spotkanie i zastanawiał się, czy doliczyć 8,40, co dałoby 92,40, czy też musi rozstać się po prezesowsku, z okrągłą setką. To, że sprawa się rozwiązała, było na tyle wygodne, że przeważyło niewygodę bycia czyimś gościem, do czego prezes nie przywykł – chyba że płacił inny prezes i obiad był wpuszczany w koszty innej firmy. Zaczął się zastanawiać, czy Helsztyński też wpuszcza to w koszty, czy tort Sachera, szarlotka i dwie herbaty po 18 złotych sztuka, czy stały rachunek w hotelu B. jest wpuszczany – i na tym upłynęło mu pożegnanie,przejście do samochodu i pół drogi do biura „Poldrobexu”.*

Czy szarlotka była smaczna? Herbata aromatyczna? Nie wiadomo, ale dość prawdopodobne, że pan prezes na takie drobnostki nie zwrócił uwagi. Może i dobrze, że nigdy nie zostałem (i pewnie już nie zostanę)prezesem, bo nie wiem, czy dobrze bym znosił różnicę w smaku szarlotki wpuszczanej (w koszty) i niewpuszczanej. Ba, nawet trudno mi sobie wyobrazić,która mogłaby smakować lepiej.

Lektura nowej książki Dehnela powiększyła jednak nieco moją wyobraźnię i było to doświadczenie podobne do lektury dzieł Bronisława Malinowskiego (np. „Aborygeni australijscy : socjologiczne studium rodziny i inne prace przedterenowe”). Okazuje się, że w Warszawie, Gdańsku i okolicach żyją szczepy i plemiona, o których obyczajach miałem mgliste pojęcie. Dehnel to ładnie opisał i dzięki niemu mam przynajmniej świadomość, że garnitur z Saville Row w lumpeksie za 14 złotych to prawdziwa okazja.

Natomiast jeśli mam jakieś pretensje do autora, to o lekceważenie w swoich opowieściach ludzkiej potrzeby happy endów. Niby życie też tę potrzebę lekceważy, ale chciałoby się jednak, żeby w książkach było troszkę lepiej.

 

*Jacek Dehnel: Balzakiana.Warszawa 2008 s. 233-234

Read Full Post »

Z niesmakiem obserwuję coraz większą popularność szkoły „czarnych starszopanistów”, która humor Jerzego Wasowskiego i Jeremiego Przybory interpretuje wprost, jako hołd dla manier przedwojennych panów we fraku, z cylindrem i kwiatkiem w butonierce

Już starożytni Rzymianie znali problem błędnego odczytania ironii […].

Mam wrażenie, że coś podobnego zachodzi w przypadku Kabaretu Starszych Panów. […] Uważam, że kabaret Wasowskiego i Przybory był parodią przedwojennych manier, kpiną z ich nadęcia i anachronizmu. […]

Starsi Panowie byli przeniesieniem do telewizji radiowego kabaretu Eterek, który w latach 1948-56 tworzył Jeremi Przybora. Piosenki pisał Jerzy Wasowski i tak właśnie zaczęła się współpraca obu panów. Starszych? Bez przesady, ironia zaczyna się już tutaj. Gdy zaczęli działać pod tym szyldem,byli młodsi od Kuby Wojewódzkiego.

Głównym bohaterem Eterka byli profesor Pęduszko (Adam Mularczyk, zapamiętany jako taksówkarz z „Nie lubię poniedziałku”) i wdowa Eufemia (Irena Kwiatkowska). Komizm zbudowany był na tym, że drobnomieszczańskie przesądy Eufemii i dziwactwa Pęduszki nie pasują do nowych czasów. To przypominało trochę żarty „Przekroju” o hrabim Bęc-Walskim czy postać „pana radcy” z powojennej komedii „Skarb” (Ludwik Sempoliński).

Czy ten humor był tylko produktem komunistycznej propagandy? Cały wic w tym, że nie tylko. Dla polskiej inteligencji z lat 60.oczywiste było, że bez względu na to, jak bardzo może się nie podobać nowa rzeczywistość – nie ma już powrotu do anachronizmów z czasów „pana radcy” i„pana hrabiego”. […]

Tylko że właśnie cały melancholijny sarkazm tego kabaretu brał się z przekonania, że i tak nie ma już do czego wracać – bo wzorce poprzedniej epoki też były do niczego[…]. Starsi Panowie – kpili z różnych wzorców, ale nie chwalili żadnego.*

chorek

Z telewizorem pierwszy raz zetknąłem się w dzieciństwie u dziadków. Pamiętam, że co sobotę dziadek wycinał z Trybuny Robotniczej fragment nie większy od pocztówki i przypinał go pinezką do kredensu. Ta karteczka to był całotygodniowy program telewizji. Całej telewizji.

Moim zdaniem ówczesna popularność „Kabaretu Starszych Panów” nie brała się stąd, że ówcześni robotnicy i chłopi wraz z inteligencją pracującą mieli tak wyrobione poczucie humoru i pragnęli subtelnego liryzmu przyprawionego odrobiną abstrakcji. Po prostu nic innego do oglądania w TV nie było.

Dzisiaj bezwiednie myślimy o telewizji jako o wielkiej machinie nieustannie produkującej i nadającej. W 1958 r. telewizja nie była manufakturą nawet, to był niewielki warsztacik rzemieślniczy, w którym powstawały autentyczne rękodzieła. Teraz, kiedy audycje produkuje się taśmowo, teatrzyk Przybory i Wasowskiego nie mógłby powstać, a nawet gdyby powstał, to nikt nie chciałby oglądać programu, którego scenografia składa się 3 trzech obciągniętych płótnem chybotliwych zastawek.

„Kabaret…” powstał w czasach i okolicznościach, w jakich mógł powstać. Nie powstałby już kilka lat później. Zresztą, w bardziej współczesnej telewizji Jeremi Przybora nie do końca się odnalazł. Widowisko „Pani X zaprasza” z połowy lat 70., oględnie mówiąc, nie należy do największych osiągnięć Mistrza. Również kolorowy„Kabaret Jeszcze Starszych Panów” z końca lato 70. nie powtórzył sukcesu pierwowzoru. Nie powtórzył, bo nie mógł, inne czasy nastały. Niemniej anatema, jaką Jeremi Przybora obłożył ten remake, wydaje mi się grubą przesadą. Przekonują o tym dostępne tu i ówdzie fragmenty; mam nadzieję, że doczekamy się całości na płytach.

16 października „Kabaret Starszych Panów.” obchodził 50. urodziny. Z tej okazji w GW pojawił się ciekawy felieton Wojciecha Orlińskiego,którego fragmenty cytuję powyżej (i z którego tezami się zgadzam).

*Wojciech Orliński: Starsi Panowie i Tacyt. Gazeta Wyborcza 16 X 2008 s. 20

**Ilustracja: Gwidon Miklaszewski. W: Jeremi Przybora:Spacerek przez „Eterek” Warszawa 1957.

 

Read Full Post »

wychowaniesm

WYCHOWANIE SEKSUALNE W RODZINIE I W SZKOLE
Autor: Józef Augustyn SJ
kategoria: Rodzina i wychowanie
Wydanie trzecie poprawione i uzupełnione
Ks. Józef Augustyn nie przedstawia w swojej książce wyłącznie własnego stanowiska, ale chce także zaprezentować nauczanie Stolicy Apostolskiej, z którym całkowicie się utożsamia. Książka przeznaczona jest przede wszystkim dla rodziców i wychowawców.

I oto książka, na którą rzesze rodziców i wychowawców niecierpliwie czekały. Bezkompromisowa, nie sposób jej zarzucić, że naświetla zagadnienie jednostronnie – wszak autor nie przedstawił w niej wyłącznie swoich poglądów, przedstawił poglądy swoje i Stolicy, osiągając przy tym swoiście dialektyczną jedność przedstawianych poglądów.

Wydaje się, że zastosowana tu metoda może przyjąć się szerzej. Już widzę tak  opracowaną książkę na temat nauczania etyki w szkołach, w której autor odważnie prezentuje swój punkt widzenia, przypadkiem oczywiście zbieżny z nauczaniem Stolicy (z którym całkowicie się utożsamia).

Wracając natomiast do punktu wyjścia: osobną sprawą jest, czy autor, który habilitację uzyskał na podstawie „dorobku naukowego oraz pracy Wychowanie do czystości i celibatu kapłańskiego”, nie powinien raczej być autorem książki „Wychowanie aseksualne”. Ale pewnie się czepiam, wszak Józef Augustyn jest doktorem, zupełnie jak Zbigniew Lew-Starowicz.

Read Full Post »

Wychowawczyni zawiadomiła matkę Janka tonem całkowicie autorytatywnym, że nie należy go nazajutrz wysyłać do przedszkola. Janek,zachrypnięty i zasmarkany, tryumfował […].
„Katar trwa od trzech do czternastu dni i jest zaraźliwy – przeczytała matka Janka w podręczniku dla młodych matek” […]
W domu matka Janka pokroiła ligninę na kwadraciki i siadła na chwilę w fotelu, by zanalizować sytuacje. […] Z pokoju chłopców zaczęły dochodzić dzikie wrzaski. Matka Janka z trudem wstała z fotela. Chłopcy wyrywali sobie nawzajem wielkie kłęby ligniny. Okazało się, że wszystkie pluszowe zwierzęta mają ciężki katar i trzeba im wycierać nosy. […]*

 


Pan Lippcott, jak wszyscy Amerykanie, jest wielbicielem papieru. Gdyby przypadkiem Mrs. Lippcott nie umieściła w jego wozie pudełka kleenexu (ale jakże mogłaby zapomnieć o tym przenajświętszym papierze, służącym zarazem jako chusteczka, serwetka do wycierana rąk i do ścierania makijażu), byłby równie nieszczęśliwy, jak pan Pochet bez swego Przewodnika Michelina. Pierwszą rzeczą, którą dostrzega się na tylnym siedzeniu amerykańskiego samochodu, jest niebieskie pudełko kleenexu. Jeżeli się go nie dostrzega, to znaczy, że producent przewidział kleenex-box wewnątrz wozu.** 

Powyższa czytanka pokazuje różnice w zaawansowaniu cywilizacji chusteczkowej w Polsce i w USA w połowie lat 50. XX w. (bo z tych czasów pochodzą cytaty).Wiele lat później sam doświadczyłem ligninowej terapii katarów, z czego wynika,że zapóźnienie było dość spore. Kiedy zapóźnienie zaczęliśmy nadrabiać, chusteczki w pudełkach nie pojawiły się od razu. Z czasem jednak polepszyło się na lepsze i pojawiły się sześcienne, praktyczne pudełka, wypełnione cienkimi chusteczkami, które z pudełka można było wyjąć jedną ręką, drugą trzymając czytaną książkę (wszak przeziębienie to doskonała okazja, żeby lege artis zaszyć się pod kocem i oddać lekturom, lekceważąc inne obowiązki).
Niestety, wygodne pudełka okazały się dinozaurami branży chusteczkowej, w każdym razie w Kufszynku i okolicach ostatnio wyginęły do szczętu, a w sklepach pozostało to, co pozostało:

Próba wyjęcia pierwszej chusteczki z dostępnych wszędzie i jedynie słusznych pudełek kończy się – w najlepszym razie – jej podarciem albo wyszarpnięciem i podarciem kilku. Do tego wyjęcie chusteczki jednorącz jest absolutnie niemożliwe.
Niewątpliwie w dziedzinie chusteczek dokonał się w ostatnich latach postęp, pytanie tylko, po co? Przedstawione na fotkach pudełka mają jednak pewną niewątpliwą zaletę: świetnie wypadają w filmach, podkreślając dramatyzm scen zapłakanych. M. in. w „When Harry Met Sally…”, ale stosownej fotki nie udało mi się odnaleźć.
Być może kiedyś wynalazca tych pudełek dostanie Oskara,choć dla zakatarzonych marna to rekompensata.

*Maria Zientarowa: Drobne ustroje. Wyd. 2 Warszawa 1961 s.11-12

** Pierre Daninos: Tajemnica majora Thompsona. Przeł.Zygmunt Szymański. Warszawa 1959 s. 139

Read Full Post »

Trudno powiedzieć, kiedy kobiety przestały mdleć na zawołanie, ale romantyczne omdlenie zastępował stopniowo gest przyciśnięcia rąk do skroni, ładnie odgrywany przez amantki przedwojennego kina. Jeśli migrena bywała pociągająca jako jedna z kobiecych tajemnic, to z drugiej strony służyła bohaterkom jako eufemistyczne określenie menstruacji czy po prostu wymówka od seksu. […] Aluzje do rytualnych małżeńskich „niedomagań” wracają i po wojnie,choćby przetworzone, jak w Rejsie Piwowskiego (1970), gdy Sidorowski tłumaczy przed współpasażerami statku nieobecność swojej połowy: „Ja państwa bardzo przepraszam… Ale moja żona przeprasza, bo śpi. Zaniemogło biedactwo.Ona w ogóle ma jakąś taką ogólną tendencję: kolka, wątroba, śledziona, noga…”Tak oto ból (czyli dopust natury) przechodzi w kod kulturowy – dziś jeszcze seksuolodzy radzą, co robić, aby partnerki „znowu nie bolała głowa”.

Mężczyzn boli głowa z innych powodów: często od myślenia albo od picia. Kiedy Tumor Mózgowicz, tytułowy bohater dramatu Witkacego (1920)powiada: „Sam demon nieskończoności rozsadza mój stalowy czerep”, to daje po prostu wyraz przerastającemu go geniuszowi. Z kolei Nikodemowi Dyzmie w powieści Dołęgi-Mostowicza (1932) przynoszą „pudełko z proszkami”  po nieprzespanej nocy, która upłynęła mu nadaremnych próbach nadrobienia braków w edukacji. Dyzma prawdopodobnie bierze takie proszki pierwszy raz w życiu – tu występują jako znak wyższej kultury i przerafinowania. […]*

Zastanawiam się, co by było, gdyby bóle głowy nie zastąpiły modnych ongiś omdleń. Co Goździkowa polecałaby na omdlenia? Ale to tak na marginesie, bo ten wątek z książki „Obyczaje polskie”* wybrałem dość przypadkowo. Czy może raczej losowo, z wielu bardzo ciekawych.

Przywoływana książka jest nawet nie tyle o polskich obyczajach, co o ich obrazie w kulturze, o tym, co z tych obyczajów zostało w powszechnej świadomości i o przekazach, dzięki którym pamiętamy, jak było.Bibliografia obejmuje 13 stron, ale przy bliższym przyjrzeniu się zadziwia niedługa lista źródeł, które powtarzają się wielokrotnie częściej od innych. To ciekawe,jak stosunkowo niewiele przekazów mebluje naszą narodową świadomość.

Np. okres międzywojenny to przede wszystkim „Ferdydurke” (i Zuta Młodziakówna, chyba najczęściej przywoływana postać literacka książki).Obraz PRL-u widziany oczyma autorek pokazuje, że przeżycie pokoleniowe niekoniecznie musi określać elementy świadomości społecznej. Patrząc na metryki autorek urodzonych w połowie lat 70., można by się spodziewać częstszych odwołań do lat 80. Te, i owszem, są, ale lista przekazów jest zdominowana przez„Rejs”, „Wojnę domową”, „Czterdziestolatka”, „Misia” czy piosenki Maryli Rodowicz (i Agnieszki Osieckiej).

Można stąd wyciągnąć też taki wniosek, że niełatwo zadomowić się w głowach Polaków, jeśli się nie jest bólem głowy.

*Obyczaje polskie. Wiek XX w krótkich hasłach. Pod red.Małgorzaty Szpakowskiej. Warszawa 2008 s. 362

Read Full Post »