Feeds:
Wpisy
Komentarze

Archive for Sierpień 2011

Przygotujmy się na wczesną zimę….

Co prawda jeden Mikołaj zimy nie czyni, ale zapiszmy historyczną datę: 26 sierpnia. A gdyby ktoś usłyszał już w którymś sklepie tę piosenkę >>> , niech czym prędzej da znać, bowiem to znaczyłoby, że przed nami naprawdę wczesna i ciężka zima.

Read Full Post »

Natenczas chcąc się przejść z rana do ogrodu lub po mieście za drobnymi sprawunkami wdziewano płaszcz opięty rękawami wąskimi, kołnierz innego koloru. U niego i przy rękawach galonek, płaszcz na jeden rząd guzików bogatych guzików bogatych szmuklerskich zapięty i podług pory roku sukienny lub z kamlotu brukselskiego, laseczka wysoka w ręku, w trzewikach, kapelusz mały, okrągły, z tyłu zagięty, z małym czarnym strusim piórkiem, warkocz spleciony i z tyłu szyldkretowym grzebieniem spięty. W kieszeniach było pełno bonbonków, w bonbonierze diablotyni, balsamka lub flakonik z pachnidłem; tym sposobem odwiedzano takoż damy przy ich toaletach lub swego przyjaciela dla zabawy w grę w kości, Pas dis zwaną. Damy ubierały się w tym guście, lecz tylko będąc w podróży lub na wsi, wychodząc na przechadzkę z fuzyjką lub wiatrówką na ptaszki albo kształtną wędką na ryby, sztucznie w lasce umieszczoną. Dziwne natenczas takoż były zwyczaje, kiedy jaja po furmańsku, na twardo gotowane, były w modzie. Dawano je na podwieczorki, nawet po kieszeniach noszono, a panicz czując się nieco głodnym prosił tylko o sól i pieprz na talerzu dla zaprawy tej ulubionej potrawy. […]*

 Ponieważ sezon porannych przechadzek do ogrodów trwa, pozwalam sobie podrzucić ten cytat. Choć głównie dla jego piękności czytelniczej, bo do przechadzek z fuzyjką na ptaszki nie namawiam. Natomiast i bonbonki, i fuzyjka warte cytowania. No i jaja po furmańsku, które chyba były ówczesnym odpowiednikiem fast foodów. A że macdonaldsy do nas jeszcze wtedy, w XVIII w., nie dotarły, trzeba było prowiant w kieszeniach nosić.


Przy okazji dwa słowa o książce, z której cytat. Pojawia się tu już po raz drugi i nie zaręczam, że po raz ostatni, bowiem w zasadzie każda strona warta przepisania. (Uwaga! Teraz czytać powoli i ze skupieniem!) Dziwna to księga, bowiem w większości składająca się z przypisów . Zasadniczy fragment książki, czyli „Estetyka miasta stołecznego Warszawy”, zajmuje strony od 49 do 74 (ta część zatytułowana jest „List pana N.N. byłego szambelana króla Stanisława, z Warszawy z r. 1826, opisujący przyjacielowi porównanie czasów teraźniejszych z dawnymi”) i 86 do 273 (to właśnie „Estetyka, czyli historyczny obraz miasta stoł. Warszawy od r. 1764”). Natomiast strony 76 do 85 i 170 do 273 to przypisy autora. W 1963 r. wydawca dodał do tego własne komentarze (strony277-428), w tym również komentarze do przypisów. Żeby z książki łatwiej było korzystać, są w niej 2 wstępy i 2 rozdziały aneksów (s. 431-452). Ponadto indeks nazwisk. Proste i klarowne.
Na zakończenie (i na szczęście) jest „Słownik wyrazów mniej znanych”, z którego PT Czytaczom przydać się może definicja diablotynów (co w bonbonierze były):

Diablotyny – rodzaj cukierków (franc. diablotin, wł. diavolino – dosł. diablątko)**

Prawdopodobnie cukierki to czekoladowe, ale gdyby ktoś wiedział na pewno, może potwierdzić albo skorygować.


*Antoni Magier: Estetyka, czyli historyczny obraz miasta stoł. Warszawy od r. 1764. W: Estetyka miasta stołecznego Warszawy [1833]. – Wrocław: Zakład Narodowy im Ossolińskich, 1963, s. 222: Z komentarzy do rozdzialu „Modna angielszczyzna”, **s. 453

Read Full Post »